W wyniku pogłębiających się konfliktów pomiędzy Polską Rzeczpospolitą Ludową a Kościołem, została wprowadzona, z dniem 20 maja 1950 roku, ustawa o konfiskacie dóbr kościelnych w następstwie której wszystkie placówki i organizacje prowadzone przez Kościół zostały przejęte przez państwo. W wyniku umowy, która weszła w życie 1 kwietnia 1955 roku, zawartej pomiędzy Wydziałem Oświaty Prezydium Powiatowej Rady Narodowej w Cieszynie a Polskim Diakonatem Ewangelicznym w Dzięgielowie, Zakłady Opiekuńczo-Wychowawcze z siedzibą w Dzięgielowie, jak również budynki należące do Diakonatu zostały wydzierżawione przez państwo polskie.
Pierwszym dyrektorem Państwowego Domu Dziecka został Jerzy Szczuka, który sprawował tę funkcje do 1965 roku. Podczas jego kadencji liczba wychowanków przebywających w placówce wahała się od 57 do 72 dzieci. Na stanowisko kolejnego, prowadzącego dom dziecka powołano Karola Kłodę, zarządzającego do 1 września 1971 roku.
Następnym dyrektorem został dotychczasowy wychowawca Piotr Szwarc. Podczas jego kadencji, dzięki wsparciu finansowemu Huty „Łabędy” zostały wykonane w drugiej połowie lat 70-tych dwa boiska asfaltowe do gry w piłkę ręczną i siatkówkę oraz plac zabaw. Nowością było utworzenie ogólnodostępnego przedszkola środowiskowego, do którego uczęszczały również dzieci pracowników i wychowankowie domu dziecka. W latach 1955-1974, w Państwowym Domu Dziecka pracowało 46 osób: wychowawcy, personel administracyjno-techniczny. W 1978 roku dyrektor Piotr Szwarc, wychodząc naprzeciw zainteresowaniom swoich podopiecznych, zatrudnił instruktora muzyki Jana Motykę, który zajął się edukacją muzyczną. Utworzył zespół wokalny „Elżbietki”, którego filarem były małe solistki o wyjątkowych predyspozycjach muzycznych. Młodociani artyści swoimi występami uświetniali różne uroczystości lokalne i miejskie. Ciepło przyjmowani byli zarówno w Dzięgielowie, Cieszynie, jak i za granicą.
Ostatnim dyrektorem powyższej placówki opiekuńczo-wychowawczej została Bogusława Mońka. Obowiązki przejęła 1 września 1993 roku. W skład Państwowego Domu Dziecka wchodziły dwa budynki mieszkalne. Jeden z przeznaczeniem dla dziewcząt, drugi dla chłopców oraz budynek gospodarczy wraz z ogrodem o powierzchni 2,7 hektara. W głównym budynku mieszkalnym na parterze znajdował się: gabinet lekarski, kuchnia, jadalnia, sala zabaw dla przedszkolaków oraz świetlica. Na I piętrze: 3 sypialnie dla maluchów i dziewcząt, pokój do nauki własnej, pomieszczenia administracyjne, izolatka. Na II piętrze 4 mieszkania dla wychowawców, szwalnia i magazyny. Natomiast w drugim budynku mieszkalnym, który był przedłużeniem budynku gospodarczego, mieściły się 2 sypialnie dla chłopców, również pokój do odrabiania zadań, izolatka, mieszkanie służbowe dyrektora oraz pralnia i prasowalnia, a na poddaszu mieszkanie pielęgniarki. Ciągłym problemem placówki opiekuńczo-wychowawczej był stan techniczny wszystkich budynków. Brak izolacji i podpiwniczenia, zły stan pokrycia dachowego, brak instalacji centralnego ogrzewania (palono w piecach kaflowych) spowodował, że w pomieszczeniach panowała wilgoć, co było przyczyną powstawania grzyba. Mimo przysłowiowego „łatania dziur”, czyli drobnych remontów, modernizacji zakupu nowego sprzętu itp., dom dziecka wymagał generalnego remontu. Chociaż w 1984 roku zostały ukończone plany całkowitego remontu budynków, to ze względu na brak środków finansowych nie doszło do realizacji wcześniejszych zamierzeń.
Decyzją Kuratora Oświaty w Bielsku-Białej z dniem 1 marca 1994 roku Państwowy Dom Dziecka z siedzibą w Dzięgielowie został przeniesiony, wraz z całym majątkiem ruchomym, do Kończyc Wielkich, zaś budynki powróciły do prawowitego właściciela – Diakonatu Żeńskiego Eben – Ezer Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego w Rzeczypospolitej Polskiej z siedzibą w Dzięgielowie.
Czy wiesz, że…
 
 
  • przy Państwowym Domu Dziecka funkcjonowało gospodarstwo pomocnicze (hodowano świnie, byczki – stąd kilka razy w roku zdarzały się „świniobicia” i pyszne, domowe wyroby);
 
  • 100 kur dostarczało jajek, z których czasami „cichaczem” chłopcy robili sobie „kogiel-mogiel”;
 
  • wychowankowie w ramach działań Spółdzielni Uczniowskiej „Słoneczko” pracowali uprawiając ogród, rabaty kwiatowe, zajmowali się rękodziełem ozdabiając np. drewniane łyżki, warzęsze, wykonując robótki ręczne, a także pracowali w kuchni, sprzątając lub układając jadłospisy;
 
  • co roku, późną jesienią, starsi chłopcy z całym personelem, łącznie z kierownikiem, angażowani byli do kiszenia kapusty (w 7-10 beczkach 200-litrowych, 3 pracownice z personelu administracyjnego i gospodarczego deptały kapustę gołymi stopami);
 
  • wychowanie przez pracę trwało do 1970 roku. Później wprowadzono wychowanie przez zabawę. Pracował tylko personel administracyjno-gospodarczy, a wychowankowie mogli rozwijać swoje zainteresowania na kółkach: filatelistycznym, fotograficznym, astronomicznym oraz artystycznych;
 
  • zespół muzyczny „Elżbietki” wyjechał na występy do Niemiec;
 
  • dla dzieci organizowane były bale, wyjazdy do „Banialuki”, na rewię na lodzie, kuligi, wycieczki do Warszawy, Krakowa, Wieliczki, w Bieszczady i w wiele innych ciekawych miejsc;
 
  • najsmutniejsze były Święta Bożego Narodzenia. Co roku 10-15 dzieci pozostawało ze swoimi wychowawcami – zapomniane, nie chciane przez najbliższych, przeżywały swój dziecięcy dramat;
 
  • w domu dziecka zdarzały się ucieczki. Przyczyną była tęsknota za najbliższymi. Wśród wychowanków były sieroty, półsieroty, które straciły rodziców w czasie wojny, ale później większość stanowiły sieroty społeczne;
 
  • dzieci opiekowały się psem przybłędą. Każde miało dla niego „swoje” imię i chętnie oddawały mu też obiadową „faszyrkę”;
 
  • zdarzały się małżeństwa, przyjaźnie, które łączyły wychowanków po opuszczeniu domu dziecka;
 
  • w 1991 roku miał miejsce zjazd wychowanków – przybyła 14-osobowa grupa z różnych zakątków Europy i wielu byłych mieszkańców domu dziecka z bliższych czy dalszych miejscowości w Polsce. Po nabożeństwie w kaplicy Eben-Ezer, po odwiedzinach u sióstr diakonis, na obiedzie w sali OSP nie było końca wspomnieniom, podziękowaniom za dom, którego kierownictwo, wychowawcy, a wcześniej księża i siostry czynili wszystko, by stworzyć warunki jak najbardziej zbliżone do rodzinnych i przygotować podopiecznych do dorosłego życia, by głęboko ukryty smutek, żal i rozgoryczenie zrekompensować życzliwością, wyrozumiałością względem dzieci pokrzywdzonych przez los